piątek, 4 marca 2011
Wiosna nadchodzi dużymi krokami. Czas więc rozpocząć sezon autostopowy. Ile można jeździć pociągami i autobusami z obojętnymi sobie ludźmi, z którymi ledwo ciągnie się jakakolwiek rozmowa? Czas na prawdziwe przygody...
Na pierwszy wypad autostopowy wyruszyłem z Maćkiem, moim prawie że stałym towarzyszem studenckich podróży. Kierowaliśmy się naszą oklepaną tradycyjną trasą... z Olsztyna w kierunku Olecka i moich rodzinnych Wronek. Na początku łapaliśmy około dwudziestu minut. Jakoś tak wyszło, że obaj ubraliśmy się na czarno i zbyt przyjaźnie nie wyglądaliśmy (w autostopowych stereotypach preferuje się biały ubiór). Jakkolwiek porażka nas nie dosięgnęła.
Po krótkim czasie (około 14:00) zatrzymał się czerwony VW Passat, a jechał nim dość niestandardowy gość. Podążał do domu, do Gołdapi. Po drodze miał zabrać syna i jeszcze kogoś, więc mógł nas zabrać tylko do Giżycka. Zawsze to do przodu, większy kawałek trasy. Trochę się pogadało. Facet zdawał się być nerwowy. Frustrowały go nieudolne i nieodpowiedzialne manewry innych mobili. Opowiadał nam, że pracuje na lawecie i ściąga samochody z wypadków i trochę się tych jednorazowych kaskaderów naoglądał. Opanował mnie spokój, pomyślałem, że będzie jechał ostrożnie. Otóż jechał ostrożnie... jakkolwiek sięgnęliśmy 145km/h. Jednak nie bałem się. Facet - widać było - ma spore doświadczenie w prowadzeniu i mimo tej szatańskiej prędkości jakoś się nie przeraziłem. Dojechaliśmy do Giżycka. Mieliśmy do przejścia prawie całe miasto wzdłuż. Zgodnie z Maciejem wpadliśmy na pomysł, by coś wszamać. Po drodze zwęszyliśmy stację paliw, zaszliśmy więc na szybkiego hot-doga. Z Giżycka zabrał nas jakiś adwokat. Od początku gadał przez telefon dogadując swoje sprawy a nam wskazał tylko miejsce na tylnym siedzeniu. Nawet nie miałem okazji zapytać się, gdzie ten gość zmierza. Dojeżdżaliśmy do rozjazdu na Suwałki (nasz kierunek) i Łomżę. Facet skończył rozmowę, więc biegiem zapytałem go, gdzie właściwie jedzie. Powiedział, że do Giżycka (hmmm, ciekawe... skoro właśnie z niego wyjechaliśmy). Po chwili, gdy dopytałem z niedowierzaniem odpowiedział finalnie, że w kierunku Orzysza, Ełku. Szybko więc poprosiliśmy go, by wysadził nas na tym rozjeździe. Było to w małej miejscowości Kąp. Zmartwiłem się, bo były tam strasznie kręte pobocza. Jednak nie minęły dwie minuty jak skręciła w kierunku Suwałk ciemna Omega kombi. Powiedziałem do Maćka: "On już wie... jest nasz!" - i tak się stało. W towarzystwie milczącego studenciaka z grobową twarzą i głośnym techno w tle dojechaliśmy błyskawicznie do Wydmin. Stamtąd już przysłowiowy rzut beretem do domu. Zaczęło się ściemniać. Nastała szarówka. Sporo samochodów z regionalnymi rejestrami [NOE...] olały nas przejeżdżając obojętnie. Znalazł się jednak porządny człowiek podążający z Giżycka do Olecka. Wsiedliśmy więc bez zastanowienia. Znów do Passata, tym razem młodszego rocznikiem (fajna bryczka). Facet ciekawie gadał. Rozmowy toczyliśmy w kręgu historii regionalnej. W ciągu dwudziestu minut jazdy zdążyłem mu opowiedzieć o historii Wronek. Okazało się, że temat ten nie jest mu do końca obcy.
No cóż. Moja podróż dobiegła końca. Wysiadłem we Wronkach. Maciek pojechał dalej do swojego Olecka. Jak się wieczorem okazało, zaczął padać śnieg. Pozostawała tylko nadzieja, by nie zastała nas kolejna faza zimy. Jakby nie było, zainaugurowaliśmy sezon autostopowy 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz