sobota, 30 kwietnia 2011

Wyprawa wielkanocna, cz. 1

czwartek, 21 kwietnia 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Olsztyn -> Wronki (przez: Mrągowo - Giżycko - Wydminy)


Ostatnie sprawy przed świętami do zrobienia. Ogarnąć stancję, spakować się, rozliczyć się w pracy... a stamtąd już prosto na wylotówkę. Okres świąteczny czas zacząć.
Tradycyjnie ustawiłem się z karteczką i plecakiem na mojej ulubionej prostej za gazownią. Minęła dosłownie chwilka i mam...godz. 13:50... samochód marki Volkswagen Sharan o przybliżonej relacji trasy: Południowy Deutschland -> Olecko. Kierowcą wehikułu był Pan, który wracał z pracy na miesiąc do domu, do wytęsknionej rodziny. W Niemczech zajmuje się budowlanką wykończeniową. I co lepsze, sam zarządza swoją pracą, przez co może jeździć do domu praktycznie kiedy tylko czuje taką potrzebę. Nie zdradzając szczegółów facet dobrze sobie tą koncepcję wykombinował. W trasie okazał się bardzo bystrym i ciekawym rozmówcą. Prowadził bardzo spokojnie i opanowanie. Samochód płynął jak należy. Po drodze, w okolicach Sorkwit zrobiliśmy króciutki postój, gdyż gość od przejścia granicznego w Świecku w zasadzie non stop siedział za kółkiem. Do Wydmin dojechaliśmy o 15:25. Tutaj wysiadłem, gdyż miałem jeszcze córeczce zajączka do podrzucenia... Tą podróż będę wspominał wyjątkowo. 
Po odwiedzinach córki z Wydmin do Wronek dostałem się w kwadransik. Podwiózł mnie biznesmen jadący granatowym Volvo V60 do Olecka w interesach. Mimo schludniejszego wyglądu i szpanerskich akcesoriów oraz brawury na zakrętach tamtemu kierowcy nie dorastał osobowością do pięt. Jakkolwiek coś tam się pogadało. 
I tak oto dotarłem na miejsce, do Wronek. Myślę, że jutrzejsza kolejna część świątecznej wyprawy będzie równie ciekawa. 

TIR-em do Szczytna

poniedziałek, 18 kwietnia 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Olsztyn -> Szczytno (przez: Pasym)


Była to krótka jednokierunkowa wyprawa autostopowa. Do Szczytna podróżowałem w celu poprowadzenia zajęć zastępczych w Ognisku Muzycznym za Kasię - wcześniej wspomnianą przyjaciółkę ze studiów. Wcześniej oczywiście musiałem sprężyć się z własnymi codziennymi obowiązkami. Miałem jechać pociągiem z uwagi na punktualność, której miałem dotrzymać (punkt 16:00 w Szczytnie). Po pracy na stancji byłem już jednak o 13:00. Pomyślałem... może jednak "okazją"... o tak, na stopa!
Miejskim "empekiem " podjechałem na wylotówkę na Osiedle Mazurskie. To było chyba najkrótsze łapanie w moim życiu... wystawiam kartkę i zatrzymuje się pierwszy ochotnik... TIR-em. Piękna lśniąca niebieska nowiutka Scania R. Co tu dużo myśleć? - jadę! Kierowca wracał z Morąga do Łomży po kolejny załadunek. Przewoził pasze. Z Łomży miał jeszcze skoczyć pod Białystok, a potem do domu, do Wysokiego Mazowieckiego. Zasiadłem na siedzeniu pilota. Wysoko...fotel wygodny, ach, sama rozkosz z takiej podróży. Przez chwilę czułem się jak bohater symulatora komputerowego Hard Truck 18 Wheels Of Steel. Po drodze nagadaliśmy się o życiu kierowcy za kółkiem wielkiej ciężarówki. Facet wykazywał dużą kulturę języka - nie zaklnął ani razu, co u kierowców ciężarówek praktycznie się nie zdarza. 
Tachografy i ich pomiary, których należy przestrzegać na każdym kroku. Problematyka wąskich i dziurawych dróg, którymi trzeba przemierzać setki kilometrów. Stres a zarazem przygoda. W ciągu 50 minut przebrnęliśmy przez powyższe tematy. 
Ciekawie byłoby spędzić dajmy na to tydzień na ciężarówce. Szkoda, że ta podróż była taka krótka. Jechało się bardzo wygodnie i bezpiecznie!

czwartek, 21 kwietnia 2011

Trzema samochodami do celu

piątek, 15 kwietnia 2011
autostopowicze: Borzek, Młody
trasa: Olsztyn -> Wronki


To nie była szczerze mówiąc porywająca i emocjonalna podróż "na stopa". Byliśmy trochę wykończeni średnio przespaną nocą. W nocy zabarłożyliśmy w osiedlowym klubie karaoke, by jakoś uczcić moje 24. urodziny (nigdy nie byłem na karaoke, więc postanowiłem spróbować). 
Około 13:45 ustawiliśmy się z Piotrkiem na wylocie. Zabrałem ze sobą gitarę, gdyż w sobotę miałem zagrać koncert w Rynie. Poza tym gitara jest dobrym rekwizytem w podróży. Szczęście sprzyjało. O 14:00 wyjechaliśmy z Olsztyna. Kierowca i jego komfortowy Peugeot Partner zawieźli nas do Giżycka. Pan kierowca jest właścicielem lecznicy weterynaryjnej i wracał z biznesowego wyjazdu z Olsztyna. Po drodze coś tam jeszcze w Mrągowie zostawiał. Z racji, że facet pochodzi z Węgorzewa, to mieliśmy o czym pogadać. Kilka słów o prowadzeniu samochodu. Ja to z Młodym stwierdziliśmy, szkoda samochodu na takiego kierowcę: jechał zbyt dynamicznie, zbyt gwałtownie. Jakkolwiek autko pierwsza klasa! Nie wiem jak miałem odczytać jego intencje, ale gość podrzucił nas na wylot z Giżycka na Suwałki. Pod koniec zdawał się przysposobić w  dwuznaczny wyraz twarzy. Ale to już nie nasza sprawa. Sprawnie pochwyciliśmy kolejną okazję. Był to sołtys wsi Miłki i czarny Volkswagen Golf II. Zmierzał do Wydmin. Gość bardzo sympatyczny, ale nieszczególnie rozgadany. Zamieniliśmy krótko o studiach i pogodzie. Czasem i tyle wystarczy. W Wydminach kolejna ekspresowa "łapanka"... i ekspresowy kurs, nie powiem, ryzykowny. Rzadko mi się zdarza jechać z Wydmin do Wronek w 10 minut (odległość około 17km). Za kierownicą Mercedesa Sprintera zasiadał mniej więcej dwudziestoletni kierowca, który najwyraźniej chciał się pochwalić swoim "stylem jazdy". Ścinanie zakrętów, złoty dwadzieścia na liczniku... Szybko, ale cali i zdrowi na miejscu. 
Sumując, podróż bardziej zwykła niż niezwykła. Jakkolwiek za friko i ciekawie.

Desperacka podróż

piątek, 1 kwietnia 2011
Tego dnia pogoda odwaliła nam porządne "prima-aprilis". Wracałem z Krysią z Torunia z koncertu Kapeli Ze Wsi Warszawa, pociągiem. Czułem się nie najlepiej. W Olsztynie jednak spontanicznie stwierdziłem, że mimo kiepskiej deszczowej pogody zamiast nudzić się dalej samemu w pociągu potowarzyszę Młodemu, który desperacko zaplanował autostop przez brak podbitej legitymacji studenckiej. Ba, czasem po prostu trzeba złapać okazję. Tak więc na dworcu PKP pożegnałem się z Krysią, a zaraz potem miejskim autobusem podjechał Piotrek. Podskoczyliśmy miejskim na wylot... no i się zaczęło.
Wiało i padało coraz mocniej. Chmury deszczowe spowodowały, iż ściemniało się wiele szybciej. Po około dwudziestu minutach zatrzymał się Pan zmierzający VW Caddy do Mrągowa. Zdawał sobie sprawę, że musimy w Mrągowie zastać jeszcze jako tako przedwieczorną aurę. Licznik wskazywał średnio 100km/h. Kierowca bardzo sprawnie powoził. W 45 minut znaleźliśmy się w Mrągowie. Życzliwy Pan zboczył ze swojej trasy i podwiózł nas na przystanek przy wylocie. Pomyśleliśmy:
- Mamy najwyżej 15-20 minut do niekorzystnej szarówki, więc trzeba z nadzieją sprawnie coś złapać. Minęło około 5-7 minut i złapaliśmy! Pojazd: Volkswagen Bora. Facet wracał z pracy z Olsztyna pod Węgorzewo. Kilka słów o nim: pracuje w firmie produkującej znaki drogowej, pochodzi z rodziny z rolniczymi tradycjami. Całą trasę strasznie ubolewał. A że źle rządzą w tym kraju, że paliwo i cukier drożeje, że w pracy nie ma mowy o podwyżce, że rolnicy mają ciężko... niczego nowego się nie dowiedziałem. Wszyscy prawie ubolewamy nad naszym "prężnie rozwijającym się mocarstwem". Młody zaczął z nim gadkę, ja raczej nasłuchiwałem siedząc z tyłu. Dojechaliśmy do Giżycka. Tam już zagrzaliśmy miejsce na nocleg, u naszej Babci na Królowej Jadwigi - jt. główny punkt obiadowo-noclegowy na tej trasie. Jak się okazało po zmierzeniu temperatury, moje złe samopoczucie to nic innego jak atak grypy. Z odwiedzin córki wyszły nici, następnego dnia wróciłem z Gizycka do Olsztyna, niestety pociagiem.
Sami widzicie Drodzy Czytelnicy... czasem jazda autostopem to przymus, ale i tak przeżyliśmy ciekawą przygodę. Mimo trudnych warunków spotkaliśmy na trasie nowych ludzi, i zrozumieliśmy że coś takiego jak nadzieja jest dzisiaj bardzo ważne.