Niedziela, 7 marca 2010.
Tego dnia byłem pewien, że będę stopa będę łapał sam. A tu Maciej się odezwał, że jednak chce jechać. Ustawił się na oleckiej wylotówce jakoś po 12:00 i niedługo potem zatrzymał półciężarówkę podążającą prosto do Olsztyna. Udało mu się załatwić sprawę tak, żebym dosiadł się we Wronkach. No i wsiadłem :)
Tyle, że już na samym początku okazało się, że jeden z pasażerów będzie musiał obyć się bez pasów bezpieczeństwa. Pojazd nie był jakoś wybitnie wyposażony... mimo tego, że był to Mercedes. Kierowca konkretnie wracał z Wilna do Nowego Miasta Lubawskiego. Rozmawiało się bardzo sympatycznie i szeroko tematycznie... od problematyki polskich dróg po muzykę i życiowe ideały. Kierowca był wyluzowany, widać było że w tym zawodzie od wczoraj nie robi. Jechał dosyć odważnie, ale lęku nie było, gdyż czuło się że jedziemy z weteranem szos. W kilku momentach oczywiście było czuć prędkość i napięcie, ale kierowca na to odrzekł: "spokojnie Młody, dzieci w domu na mnie czekają, mi nie śpieszno na tamten świat" :) Najlepszy tekst padł jednak za Mrągowem, kiedy to wlekliśmy się za kolumną samochodów z ciężarówą na przedzie... "K...wa, co to , procesja? Do Częstochowy? Chyba nie ta pora?"
Bardzo fajnie się jechało, poza tym że Maciek jechał bez pasów :) Sprawnie i od razu na miejsce. To była ewidentnie najfajniejsza przeprawa tego sezonu... no, ale sezon dopiero się rozpoczął ;)
środa, 10 marca 2010
niedziela, 7 marca 2010
Szybki poranny wypad do Wydmin
Nie ma jak sobotni poranek... nie ma jak zapach asfaltu skąpanego w słońca odbiciu po 10:00 :) Wyruszyłem do Wydmin, by zobaczyć się ze swoją córeczką Anielką, a przy okazji do fryzjera doprowadzić swój wygląd do porządku. Podróż krócióteńka, bo zaledwie 20-minutowa. Ale to dlatego że to jedynie 15km i że poszczęściło mi się po cholerze. Z Wronek zabrał mnie już pierwszy napotkany przeze mnie samochód. W dodatku był to mój znajomy z pobliskich Kruklanek, rzeźbiarz, pan Józef. Pogawędziliśmy w trasie chwilkę o miejscowej aktywności kulturalnej... refleksje były różne :) Wysiadłem w Gawlikach Wielkich, tj. na półmetku całego odcinka. Tylko wystawiłem rękę, a tu kolejna okazja. Jakiś sympatyczny Pan wracał właśnie z pobliskiej budowy starym zakurzonym Iveco. Ledwo zdąrzyliśmy zamienić dwa słówka o pogodzie i już dojechaliśmy do Wydmin. Córeczka nie musiała długo na mnie oczekiwać ;)
Z powrotem po wizycie u fryzjera zabrał mnie już tato... też przyjechał skrócić się na głowie :)
Krótki ale przyjemny wypad. No, ale jutro czeka mnie powrót do Olsztyna...
piątek, 5 marca 2010
do Wronek... ze wspomnieniami po drodze :)
Nadszedł kolejny weekend, kiedy to postanowiłem przeprawić się autostopem do rodzinnej miejscowości. Kolejny raz towarzyszył mi Maciej - wcześniej wspomniany współlokator studiujący na naszym muzycznym kierunku. Na wylocie z Olsztyna stanęliśmy o 12:35. Minął ledwo kwadrans i zatrzymaliśmy okazję do Giżycka. Podjechaliśmy Toyotą Corollą ze studentem weterynarii. Podczas podróży padła propozycja by włączyć w odtwarzaczu CD moją płytę :) tak też się stało. Kolega-kierowca miał tendencję do bliskiego podjeżdżania pod inne pojazdy, co mnie z lekka stresowało. Jednak wynika to z mojego powypadkowego lęku, który zwyczajnie muszę w sobie przezwyciężyć... bo zwyczajnie z tym przesadzam. Wysiedliśmy w Giżycku pod szpitalem miejskim. Powędrowaliśmy do mojej Babci, która oczekiwała nas z obiadem :) Jednak po godzinie sielanki stwierdziliśmy że czas nas z lekka goni i trzeba ruszać dalej. Ustawiliśmy się na obwodówce giżyckiej. Zatrzymywaliśmy nadjeżdżające samochody i przy okazji spokojnym krokiem podążaliśmy w kierunku wylotówki na Suwałki. Szło nam dosyć kiepsko. Na obwodówce nie było konkretnego pobocza, co dosyć utrudniało sprawę. Przespacerowaliśmy pół obwodnicy... za przejazdem kolejowym zatrzymała się Skoda Fabia. Zerkam do środka wypytując się czy dojedziemy do Olecka, a tu... Aneta - moja koleżanka sprzed lat, pierwsza miłość (nieodwzajemniona :P ). Zabraliśmy się do Wydmin. W Wydminach zaś zastała nas już szarówka - pora zazwyczaj niesprzyjająca "stopowiczom". Po 30 minutach prób złapania okazji musieliśmy zrezygnować... tym bardziej, że dokoptował się do nas mój kolega z czasów podstawówki - Łukasz. Skapitulowaliśmy. Do Wydmin wyjechał po nas Piotr - mój brat. We Wronkach zakończyłem, swoją podróż, a Maciek zadzwonił awaryjnie po kolegę z Olecka. No cóż... nie do końca autostopem, ale jednak... na miejscu. Miło było napotkać po drodze znajomych sprzed lat i powspominać stare dobre czasy...
poniedziałek, 1 marca 2010
Powrotna przeprawa do Olsztyna
... na trasie ponownie towarzyszył mi Maciek, który dojechał ciężarówką z Olecka do Wronek. Ba, co to dla niego :) Dalej przejąłem smykałkę i z uroczą karteczką z napisem "Olsztyn" próbowałem zatrzymać kolejne nadjeżdżające pojazdy. Znalazł się ochotnik. Był nim mój znajomy, miejscowy organista Roman S. Z racji, że długo już pana Romana nie widziałem, to było o czym pogadać. Wysiedliśmy w Giżycku, a w zasadzie za. Był to leśny ponury rozjazd na Kętrzyn i Mrągowo. Ustawiliśmy się w odpowiednim miejscu, po czym godzinę z haczykiem lekko przemarznięci popołudniowym klimatem staliśmy w nadziei że nie trzeba będzie zrezygnować i udać się na pobliską stację kolejową. Powoli zaczęło się ściemniać. Nagle zatrzymał się bus z dobrze renomowanej firmy turystycznej. Z niedowierzaniem spojrzałem na sympatycznego kierowcę, po czym powiedziałem, że nie mamy pieniędzy na płatny transport (oczywiście z lekka przekłamałem temat). Kierowca rzekł, iż za piątaka od łebka może nas podrzucić do samego Olsztyna. Miał już w zasadzie fajrant, bus był prawie pusty. Bez większego zastanowienia wsiedliśmy. Podróż przebiegła komfortowo i bezpiecznie. Po godz. 17:30 dojechaliśmy do Olsztyna. Wysiedliśmy na Lubelskiej, ulicy położonej na terenie tzw. Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej... nic innego jak obszar przemysłowy. A w niedzielę żaden autobus miejski tędy nie przejeżdża... bo po co w końcu? Mieliśmy więc niezły spacerek na dworzec. Stamtąd już w linię 20 ma Pieczewo i zajechaliśmy na miejsce.
Pierwsza przejażdżka w sezonie
Koniec lutego. Idzie wiosna. Czuć ją wyraźnie, nie tylko w powietrzu. Finanse także dały o sobie znać. Odebrałem to jako pretekst do rozpoczęcia sezonu autostopowego J Razem z kolegą Maciejem, który również na Rockefellera nie wygląda, wybraliśmy się 26 lutego na wylotówkę z Olsztyna w kierunku Mrągowa. Moim celem były Wydminy, gdzie zamierzałem odwiedzić swoją kochaną córeczkę, zaś Maciek wybierał się do domu, do Olecka. Wyciągnąłem z plecaka swoje magiczne urocze karteczki i rozpoczęliśmy…
Na wylotówce czekaliśmy około 45 minut. Maciej już od początku próbował mnie wyprowadzić z równowagi trzeszcząc nad uchem, że się nie uda (bardzo mu było do śmiechu wtedy J ). Nagle zatrzymał się przyzwoity Volkswagen Transporter. Kierowca podrzucił nas do centrum Mrągowa. Rozmawiało się bardzo miło i ambitnie, poruszyliśmy tematy wiodące od problematyki przebudowy polskich dróg do opłacalności grywania autorskich koncertów . Na finał naszej przejażdżki Panu podarowałem mój płytowy materiał promocyjny, z czego bardzo się ucieszył.
W Mrągowie zaczęło nam się z lekka dłużyć. Pora nieuchronnie zmierzała ku wieczorowi. Podczas łapania okazji strzelaliśmy do siebie śmiesznymi tekstami ,ale Maćkowi jeden udał się konkretnie. Gdy nadjeżdżał samochód, Maciek wypowiadał magiczne hasło: „I on już wie…”. W końcu zatrzymał się… widok oleckich tablic wywołał w nas ogrom radości. Zapakowaliśmy się w Daewoo Lanosa, po czym Pan stopniowo przyspieszając oświadczył że się spieszy. W milczeniu jakoś zniosłem złotówkę z groszami, która widniała przez większość jazdy za deską rozdzielczą. Emocjonalnie, ale sprawnie dojechałem do Wydmin, Maciek do godziny 16:00 był już w Olecku… a facet się nie spóźnił J
Wspomnienia – początki …2009
Tamten rok był dla mnie zdecydowanie przełomowym pod względem jeżdżenia autostopem. Za czasów gimnazjum i liceum rozpoczynałem już samodzielne śmiganie na „okazję” jednak były to śmiesznie malutkie ilości kilometrów. Za to właśnie w roku 2009 kiedy to po wielu burzliwych przejściach w moim życiu osobistym spędziłem całe wakacje poza rodzinnym domem, rozpoczęły się wyjazdy m.in. na festiwale piosenki autorskiej. Gitara w rękę, plecak na plecy i na „wylotówkę”… Zaczęło się od skromnej jazdy na trasie Lubawa – Olsztyn, aż wreszcie zmierzyłem się z konkretniejszą odległością i przeżyłem podróż z południowo-wschodniego krańca Polski. To było coś. Poczułem totalną beztroskę, poznałem smak prawdziwej szalonej przygody. I od tej pory postanowiłem przemierzać kraj autostopem przy każdej lepszej okazji.
Jak już zostało wspomniane na blogu, moją priorytetową trasą stał się odcinek z Olsztyna do Wronek pod Oleckiem (przez Mrągowo, Ryn, Giżycko). We Wronkach mieści się mój rodzinny dom. Wiadomo, że postać studenta raczej nie kojarzy się z zapasem wystarczającej ilości gotówki pod ręką, a ja z pewnością potwierdzam tą utartą regułę. Tak więc zamiast pociągami i autobusami, w których podróż często staje się monotonna i mozolna, zacząłem również poruszać się „okazją”.
Nadchodzi sezon 2010. Ciekaw jestem ile przygód spotka mnie tym razem.
Pojeździmy… zobaczymy J
Subskrybuj:
Posty (Atom)