środa, 20 lipca 2011

Koncertowo i jeszcze raz na nowo - część 2

sobota, 16 lipca 2011
autostopowicze: Borzek, Krysia
trasa: Wronki -> Grądzkie (przez: Gawliki Wielkie)

Wiartak za dnia, tuż przed imprezą, fot. Krysia
Większość dnia nie przebiegła może pod znakiem autostopu. Podróżowaliśmy z Krysią rowerami po okolicach Wronek. Jednak wieczorem zamierzaliśmy obowiązkowo zawitać na XVI Wietrzne Spotkania z Poezją do Wiatraka Artystycznego w Grądzkich. Przejechaliśmy dosłownie 13 kilometrów, ale za to nietypowo. Impreza miała się zacząć po 20:00, jednak Krysia jako fotograf chciała obadać sobie pole do pracy. O godzinie 18:30 rozpoczęliśmy łapanie okazji. Ruch na szosie wojewódzkiej o tej godzinie jest zwykle marny, tym razem było gorzej... Co 5 minut łaskawie przejechało jakieś auto. Dopiero bodajże po dwudziestu minutach wzięli nas jadący Oplem Zafirą do Olsztyna dwaj Panowie. Sympatyczny kierowca opowiadał nam jak to kiedyś wypuszczał się w te strony na wagary. Atmosfera w samochodzie była bardzo sympatyczna, choć trwała bardzo krótko. Wysiedliśmy po ośmiu kilometrach we wsi Gawliki Wielki (trasa Olecko - Giżycko). Nadszedł czas na podwyższenie poprzeczki... łapaliśmy na drodze lokalnej. Nie tracąc czasu podążaliśmy pieszo w kierunku Grądzkich. Podziwialiśmy walory krajobrazowe, które stanowiło z grubsza malownicze jezioro Gawliki Wielkie, obłożone wyspami. Po kilku minutach zza zakrętu wyłonił się żółto-pomarańczowy Land Rover (bodajże III Series). Gęby nam się uśmiechnęły na sam widok. Zaczęliśmy sympatycznie szczerzyć się w stronę kierowcy. Niewątpliwie zauważył, że wpadła nam w oko jego terenówka. Zagięliśmy siedzenia z tyłu i ruszyliśmy. Samochodzik został wyprodukowany w latach siedemdziesiątych. Sympatyczny kierowca pochodził z Krakowa. Zjechał turystycznie na Mazury i właśnie wybierał się do Wiatraka przyjrzeć się polecanej mu imprezie. Do godziny 19:00 z haczykiem byliśmy w Grądzkich. ha! Jeszcze nigdy nie jechałem polną drogą na stopa. Co za krótka, ale ekscytująca podróż. 
Wiatrak Artystyczny nocą, fot. Krysia 
Impreza przebiegła wspaniale. Spotkaliśmy kilku znajomych. Na scenie wystąpiła rodzina Waraksów z gościnnym udziałem Maćka Matuszczyka na perkusji. Następnie wykonał kilka pieśni Wit Mitaj, cygan rosyjskiego pochodzenia, ze szwedzkim obywatelstwem. Kolejno potem wystąpiły gwiazdy wieczoru: Andrzej Garczarek z zespołem oraz Ela Adamiak z zespołem. Cudnie zagrali. Później picie wódeczki przy ognisku i rozmowy. Wróciliśmy z rodzicami. Polecamy tą niezwykle klimatyczną i swojską imprezę!

wtorek, 19 lipca 2011

Koncertowo i jeszcze raz na nowo - część 1

piątek, 15 lipca 2011
autostopowicze: Borzek, Krysia
trasa: Olsztyn -> Suwałki (przez: Mrągowo - Giżycko - Olecko)


Wydawać by się mogło, że jak się coś postanowi, to już definitywnie. Jednak nie raz zdajemy sobie sprawę, że życie co rusz nas bardzo zaskakuje. Jeszcze dwa dni wcześniej myślałem, że będzie to samotny weekend dołowania i użalania się. Okazało się, że jednak wcale nie musi tak być. Otóż moją towarzyszką przez cały weekend była Krysia. Nie ma co tłumaczyć i wyjaśniać. Po prostu przechodzimy do opowieści. 
logo imprezy
Naszym pierwszym weekendowym celem był Suwałki Blues Festiwal - niesamowita dawka muzyki bluesowej na dwóch scenach w środku miasta. Na wylot zebraliśmy się trochę późno, około 15:00. Pierwszy istotny koncert miał się rozpocząć o 18:00. Na szczęście sprawnie złapaliśmy stopa do Mrągowa. A było to Audi 80. Kierowca wracał właśnie do domu, do Piecek. Pochodzi z Wrocławia. W Pieckach osiedlił się czternaście lat temu. Pracuje jako trener, z tego co pamiętam szkoli spadochroniarzy. Opowiedział nam o swojej podróży autostopowej z Wrocławia do Rzymu. Podróżował z narzeczoną (obecną żoną), to był rok 1989. W związku z przemianami ustrojowymi mieli trochę przepisowych problemów po drodze, dodatkowo nie mieli bladego pojęcia o podstawowych zasadach łapania okazji. Jednak mimo to wyprawa przebiegła pomyślnie. Obecnie jego córka, bardzo pewna i odważna, podróżuje autostopem... sama. Nie powiem, bardzo odważne z jej strony, ale nie polecam płci pięknej podróżować bez kompana. Powoli przepisowym tempem doczołgaliśmy się do Mrągowa. Początkowo łapaliśmy na początku obwodnicy tuż przy rondzie, ale Krysia wpadła na pomysł cofnięcia się w stronę Marcinkowa. Pomysł okazał się trafiony, znalazło się jako takie pobocze i szybko złapaliśmy kolejny samochód. Daewoo Nubira podążał na Szanty do Giżycka  młody tajemniczy człowiek. Nie wiedzieć czemu miał na sobie ciepły gruby polar i grube sztruksy (na dodatek długie włosy). Jechał z zamkniętymi szybami, bez jakiegokolwiek nawiewu, a pogoda była bardzo ciepła i słoneczna. Od razu zapytałem, czy mogę uchylić okno? Zgodził się i chyba uznał że to dobry pomysł, he. Nie specjalnie szło z nim pogadać. Milczał i nie wyrażał chęci do rozmowy. Prowadził energicznie i dynamicznie, ale widać było, że trasę ma wykutą na blachę. Korzystając z jego uprzejmości podjechaliśmy na sam wylot w stronę Suwałk. Stamtąd dosłownie chwilę później zabrało nas do Wydmin kolejne już Audi 80. Z młodym kierowcą pogawędziliśmy chwilę o idei autostopu. Jechaliśmy z nim zaledwie 20 minut, także rozmowa się specjalnie nie rozwinęła. W Wydminach Krysia mi zgłodniała. Udaliśmy się więc w stronę świeżo otwartego lokalu z kebabem. Jednak mięso dopiero co pojawiło się na ruszcie, a czekać nam się nie opylało. Łapaliśmy więc dalej. Kolejny autostop zatrzymał się sam. Kiedy już zobaczyłem znajomego Suzuki SX4 z plotkującą znajomą za kółkiem, wolałem odstać dłużej swoje i pojechać czym innym, tym bardziej iż po tegorocznej wielkanocnej wyprawie fantazyjnie obsmarowała mi tyłek i usłyszałem na swój temat garść niesympatycznych słów... Krysia jednak nie wiedząc do końca kto się zatrzymał nalegała, by wsiadać. Głupia sytuacja się zrobiła. No cóż, wsiedliśmy. Zacisnąłem zęby i pięści, co by nie wybuchnąć i jakoś dojechaliśmy do Olecka. Najlepsze było to że tym razem obsmarowała osobę, której na mnie wcześniej donosiła. Trzeba mieć tupet. Szkoda słów. Dowiedzieliśmy się z Krysią, że moi rodzice, którzy również wyjechali z Wronek samochodem do Suwałk na festiwal, są właśnie w drodze. Z racji, że dochodziła szósta, zdzwoniliśmy się i na Orlenie w Olecku ekspresowo przesiedliśmy się do nich. Mama pomyślała o naszych pustych żołądkach i zakupiła nam małe co nie co do przegryzienia. W Suwałkach byliśmy około 18:30. Trochę spóźnieni, ale na bluesowe konkrety zdążyliśmy. 
Na koncertach było bosko! Zagrali dla nas: B.B. & The Blues Shacks z Niemiec, The Blues Band z Wielkiej Brytanii oraz... Perfekt, może nie blues, ale za to jak zawsze zapodali dawkę żywiołowego rockowego brzmienia. Wieczorem po koncertach wróciliśmy wszyscy do Wronek. A w sobotę kolejne koncerty... 

poniedziałek, 18 lipca 2011

Dalej niż by się zdawało...

środa, 13 lipca 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Wronki -> Olsztyn (przez: Olecko, Ełk, Orzysz, Mikołajki, Mrągowo)

O dziwo rano wszyscy wstaliśmy całkiem sprawnie. Po śniadaniu około 9:00 wyruszyłem na ustawionego "stopa" z wujkiem Stasiem, wcześniej już wspomnianym w moich opowieściach. Zabrał mnie do Olecka, gdzie miałem pewną ważną sprawę do zrealizowania. Otóż przeprowadziłem lekcję muzyczną z dziećmi w sali zabaw "Fantazja". Uczyłem ich jakże dopasowanej tematycznie piosenki "Wędrowiec". Lekcja przebiegła znakomicie. Dzieci posłuchały wielu ciekawostek związanych z gitarą i śpiewaniem. Około 10:00 ruszyliśmy z Wujem w dalszą trasę. Plan był taki, że Wujek miał mnie podwieźć do Mikołajek, pod Hotel Gołębiewski, gdzie planował się zatrzymać na kąpiel. Po drodze porozmawialiśmy sporo o ważnych życiowych wyborach dorosłego człowieka. Wujek ma swój świat i swoje spojrzenie, jako że jest kapłanem, ale za to bardzo wyrozumiałym. Fajnie się dogadywaliśmy w całej rozmowie. Wysiadłem na granicy Mikołajek i wsi Prawdowo. Tu mnie jeszcze nie było. Wiele samochodów kręciło się turystycznie po Mikołajkach i nie zatrzymywały się. Po niedługim oczekiwaniu udało mi się kogoś złapać. Czerwonym Kangurem podążał do Gdyni sympatyczny przedstawiciel handlowy, Kamil. Wracał właśnie do bazy, rozwoził kawę i herbatę po mazurskich   restauracjach i hotelach. Niemal od razu załapaliśmy aktywny kontakt i rozpoczęła się nadzwyczajna rozmowa. Kamil opowiedział mi wiele ciekawych rzeczy o wypoczynku nad morzem, nad którym jeszcze nigdy nie byłem. Nie wiedziałem, że na Kaszubach jest dom postawiony do góry nogami oraz  że na Hel płynie wodny tramwaj. Wspomniał także, że bardzo chciałby zwiedzić z rodziną ciekawe miejsca na Mazurach i wypocząć, w inny sposób niż leżąc na plaży brzuchem do góry. Wymieniliśmy się z miejsca mejlami, bym mógł mu podesłać garść informacji o niekomercyjnej turystyce na Mazurach. Mam nadzieję, że będę miał okazję służyć mu jako przewodnik .Kamil sporo opowiedział mi też o swojej pracy. Wozi kawy i herbaty dla znanej i cenionej na rynku MK Cafe. Praca ta wymaga odpowiedniego usposobienia, przyjaznego, pewnego siebie i komunikatywnego charakteru pozwalającego na dopasowanie się do potrzeb klienta oraz umiejętne nawiązanie współpracy. Kamil wg mnie nadaje się do tej roboty idealnie. To bardzo ambitny, pewny siebie i otwarty na ludzi człowiek. Cieszę się, że miałem zaszczyt z nim podróżować. To była jedna z najbardziej kreatywnych i ciekawych podróży w mojej skromnej karierze autostopowej. 
Do Olsztyna dojechałem około 14:00 z minutami. Chciałem odsapnąć chwilkę przed komputerem i sprawdzić to i owo. Nagle przeczytałem w internecie coś, co zmusiło mnie do nagłej zmiany planów na resztę dnia. W pół godziny zebrałem się na wyjazd... pod Iławę, do Stanowa. Jak to mówią, pewne rzeczy należy wyjaśniać w cztery oczy. 

ciąg dalszy...
trasa: Olsztyn -> Stanowo -> Olsztyn (przez: Ostróda)

Doczłapałem się na przystanek MPK przy wylocie w kierunku Ostródy. Tylko wyciągnąłem karteczkę i od razu Pan z TIR-a gestykulując dał mi znać, bym wsiadał. Wlazłem na środek ulicy i jeszcze nim zapaliło się zielone światło, wsiadłem... do wielkiego białego DAFA 95. Wow! Za każdym razem, gdy wsiadam do kabiny wielkiej ciężarówki, mam ten genialny stan. Facet wiózł makulaturę do Bydgoszczy. Zaraz po powrocie do bazy miał się szykować na kolejny kurs, do Niemiec. Ci kierowcy ciężarówek, to prawdziwe obieżyświaty. Praca dość ciekawa, ale też niesamowicie męcząca. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim... Usłyszałem sporo opowieści drogowych, nawet tych mrożących krew w żyłach, pogadaliśmy o turystyce rowerowej, wreszcie o tęsknocie, o rodzinie. Bardzo pozytywnie  zaskoczyło mnie jego podejście do tych kwestii. Gość, mimo że twardy w postawie i nie raz zaklął jak szewc, to i bardzo wrażliwy. Najbardziej urzekło mnie to, jak ciepło wypowiadał się o swojej żonie, która ma niełatwy los domowego oczekiwania na męża z kredytem niebywałego zaufania. Odczułem w rozmowie, jak bardzo jest jej wdzięczny za wsparcie, opiekę, za to że po prostu jest. Niesamowite! 
W Stanowie byłem około 17:00. Czekała mnie niełatwa rozmowa z bardzo bliską mi osobą. Mimo wykazanego opanowania i spokoju ducha efekt był negatywny. Nie mogłem sam uwierzyć... Minęła raptem godzina i ustawiłem się z powrotem na przystanku, w kierunku Olsztyna. Zatrzymał się sympatyczny starszy człowiek, również ciężarówką, również DAFem, tyle że krótszym. Robił kółko z towarem po Olsztynku, Lubawie, Iławie i innych pobliskich miejscowościach. Był już trochę zmęczony. Na początku wyglądało to tak, że facet rozmawiał, a w zasadzie ględził sam do siebie o wszystkim, a ja byłem w aucie jakby tylko ciałem, myślami zaś nadal w Stanowie... Później jednak załapałem kontakt z rzeczywistością i porozmawialiśmy sobie. Okazało się że miałem zaszczyt podróżować z kierowcą pracującym w zawodzie już od lat sześćdziesiątych. Pracował już jako kierowca autobusów w państwowych i prywatnych firmach, jeździł rozmaitymi pojazdami ciężarowymi, od transportowców po wywrotki i betoniarki. Bardzo spodobał mi się jego opanowany styl jazdy. Zauważyłem też, że był bardzo dumny z siebie, kiedy opowiadał mi o swoim zawodowym doświadczeniu. Co tu dużo mówić, facet był jak najbardziej na swoim miejscu. Świetnie się z nim jechało. Przed 20:00 byłem już w Olsztynie. Zamyślony i nieco zmartwiony udałem się na stancję. To był bardzo emocjonujący dzień. Mimo ciężkich myśli napotkani ludzie, nie wiedząc zupełnie co się aktualnie roi w mojej głowie, dali mi dużo siły i otuchy jakiej nie raz brakuje na co dzień. Dzięki Wam serdeczne! 

Pan magister w trasie :)

wtorek, 12 lipca 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Olsztyn -> Wronki (przez: Mrągowo-Giżycko-Wydminy)


Nastał szczęśliwy dzień! 12 lipca 2011 roku zostałem magistrem sztuki muzycznej, obronionym na pięć! Nasz kulawy rocznik jak zwykle nie specjalnie chciał się spotkać przy piwie i zarządzić grubszą imprezę (poszliśmy tylko na chwilę we trójkę), więc postanowiłem wyruszyć na Mazury, gdzie rodzice i wuj Staś oczekiwali mnie z grillem i wódeczką. 
Około 15:30 wyruszyłem z Olsztyna. Podróżowałem komfortowym Seatem Alhambrą. Kierowca podążał do Węgorzewa na odpoczynek z rodziną. Facet niezbyt garnął się do rozmowy. Na początku zdawało się jakby odczuwał żal, że mnie zabrał. Później jednak porozmawialiśmy trochę. Wnioskuję, że był to po prostu tzw. milczek. W trakcie podróży dowiedziałem się ciekawej rzeczy dotyczącej Festiwalu Rockowego w Węgorzewie (tu cenna informacja dla bywalców). Otóż mieszkańcy Węgorzewa (zameldowani) mogą nabyć karnet w cenie 50zł. Także jeśli ktoś ma znajomego Węgorzewianina, to można sobie załatwić niezłą zniżkę. Wracając do podróży... wysiadłem w Giżycku przy rozjeździe na Węgorzewo. Zaszedłem do przydrożnych delikatesów po coś do picia, po czym na ławeczce wszamałem kanapki z plecaka, co by załapać nieco energii przed wędrówką na wylotówkę. Gdy ruszałem już ze sklepu, nagle zobaczyłem znajomą Skodę Octavię. Jechała nią również dobra znajoma, pani Alina, dyrektor ośrodka kultury z Wydmin. Oczywiście zaproponowała mi podwiezienie. Po drodze wspominaliśmy stare dobre czasy, kiedy to prowadziłem w jej GOK-u nieformalną grupę artystyczną "Oddani Poezji". Rozmawialiśmy też o perspektywach pracy po moim kierunku. W ogóle kiedy tylko pani Alina dowiedziała się, że jestem świeżo po obronie, zaprosiła mnie na lody do Wydmin. Mieliśmy więc okazję dłużej porozmawiać, o życiu... Czas jednak naglił,a na miejscu oczekiwali mnie. Pożegnałem się serdecznie i ruszyłem dalej. Zostało ostatnie 15 kilometrów. Długo nie musiałem czekać. Zabrali mnie starsi Państwo jadący Oplem Vectrą do Olecka. Również dostały mi się gratulacje. Pogawędziliśmy także o letnich wydarzeniach artystycznych, w związku z czym poleciłem im Wietrzne Spotkania z Poezją w Grądzkich (miejscowość nadjeziorna na skraju Puszczy Boreckiej, kilka kilometrów od Wronek). No cóż, dotarłem na miejsce. 
W domu szybko i sprawnie urządziliśmy grillowanie i oblaliśmy obronę! Na imprezę przybyła także pani Nina, sąsiadka z dołu oraz dojezdni sąsiedzi z Warszawy, pani Dorota i pan Janusz. Ach, co za ulga. Koniec studiów. Były bardzo fajne i barwne, jednak tryb magisterski zmusił do rutyny. Pozostało więc dążyć do rychłego końca. Teraz zaczynam nowy rozdział niemniej trudnego i barwnego życia, prawdziwą dorosłość...

poniedziałek, 11 lipca 2011

W roli przewodnika... do Olsztyna

niedziela, 10 lipca 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Wronki -> Olsztyn (przez: Giżycko - Mrągowo)


Po niżowych przepływach nastał słoneczny ciepły piękny dzień. Wymarzona pogoda na stopa. Około godziny 14:00 rozpocząłem podróż. Jechałem bezpośrednio do Olsztyna... ba, nawet pod samą stancję. Podróżowałem małym ale wygodnym Renault Clio. Kilka słów o właścicielu pojazdu, a raczej właścicielce. Pani Beata wracała właśnie z Błaskowizny, wioseczki położonej nad Jeziorem Hańcza. Na co dzień pracuje w aptece. Zmierzała do Olsztynka, więc moja stancja na Warszawskiej była jak najbardziej po drodze. Po drodze nagadaliśmy się do oporu. Okazało się że znam jej córkę, która pracuje w jednym z olsztyńskich pubów. Widać było, że pani Beata sporo czerpie od młodych ludzi, pewnie ma dobry kontakt z córką. Otóż jak na nieco starszą Panią zachowywała się bardzo "na luzie", co ułatwiło cały kontakt. Podczas całej podróży pełniłem bardzo ważną rolę... robiłem za system nawigacji GPS. Pani Beata wcześniej pomyliła drogi i gdyby ich nie pomyliła, to pewnie w ogóle bym z nią dziś nie jechał. Hehe! Także dalej moja znajomość regionu przydała się i to bardzo, nawet w Mrągowie... ha! Co ciekawe, prawdopodobnie jeszcze będziemy razem podróżować. Pani Beata wkrótce ponownie wybiera się na Suwalszczyznę i zapewne się doczepię jako ustawiony autostopowicz. Przy okazji, gdybyście nie wiedzieli, to informuję iż są strony informujące o odjeżdżających "okazjach" z punktu "a" do punktu "b" i można się mailowo lub telefonicznie z kimś takim zgadać. Poleciłbym to stronę www.jazdazagrosze.pl 
Cóż, sami widzicie jak ciekawe i zabawne mogą być podróże autostopem. 

niedziela, 10 lipca 2011

Od niewiedzy głowa nie boli... :)

czwartek, 7 lipca 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Olsztyn -> Wronki (przez: Mrągowo, Giżycko, Wydminy)

To już ostatnimi dniami codzienność, że co rusz zbiera się na ulewę. Obawiałem się, że znów przyjdzie mi tłuc się do domu zatłoczonym pociągiem pełnym znudzonych posępnych twarzy. Ku mojemu zaskoczeniu wypogodziło się i można było śmiało szykować się na wylotówkę.
Na skraju Olsztyna pojawiłem się około 17:00. Zmartwił mnie widok przejeżdżających samochodów w większości z regionalnymi tablicami rejestracyjnymi (NO... NOL...). Ale po kilkunastu minutach zatrzymało się białe Renault Megane. Po rejestrach wyglądało na to że auto jedzie aż z Rybnika. Jak się potem okazało, to tylko pozory. Z owym kierowcą nawiązałem ciekawą rozmowę. Poruszyliśmy temat znanego i lubianego Seven Festival w Węgorzewie. Szybko okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Ha, sam odgadłem jak się ów kierowca nazywa! Żadnych nazwisk na blogu nie ujawniałem i ujawniać nie będę. Zdradzę tylko, że podróżowałem ze zdolnym grafikiem z Olsztyna. Podążał do Rynu. Ja jednak planowałem wysiąść w Mrągowie, gdyż stamtąd zawsze lepiej mi się łapało. No i tu się zaczęło... 
Wysiadłem jak zwykle na przystanku przy sądzie. Stoję... stoję... a na drodze prawie żadnego samochodu. Jak już to sami miejscowi przejeżdżali. Rychło przypomniałem sobie o budowie obwodnicy dla Mrągowa... Zapytałem się przechodniów, no i okazało się, że nowa szosa jest czynna od ponad miesiąca. No to ładnie. Wpakowałem się. W środku miasta, wyłączony z ruchu. Niczym w d... ech. Ktoś na ulicy poradził mi, abym udał się w kierunku wylotu na Kętrzyn i tam na rondzie będzie krzyżowała się obwodnica. Dotarłem na miejsce w miarę szybko. Okazało się tylko, że nie ma tam kompletnie żadnego pobocza. Ściany dźwiękoszczelne, barierki i asfalt... Zdesperowany machałem kartką przy rondzie. Zatrzymał się nagle ciemny Opel Omega. Przyciemniane szyby, jakieś cwaniaki za kierownicą. Generalnie nie wsiadam do takich aut, ale w tej sytuacji nie było idiotyzmem byłoby wybrzydzać. Przyznam, że jechało się energicznie, momentami ekstremalnie. Młody kierowca, cóż się dziwić... Razem z nim jechało dwóch nieprzeciętnych gości. Była to ekipa budowlana zmierzająca do Giżycka po kafelki. Ha! W mig można było pobrać u nich kurs łaciny podwórkowej. "Odchamiony" wysiadłem na wylocie w Giżycku. Stamtąd po niedługim czasie zabrałem się do Wydmin. Zabrała mnie Ela, znajoma z Wydmin. W zasadzie to znaliśmy się tylko z widzenia. Odbywaliśmy praktykę pedagogiczną w Wydminach w tym samym czasie. Kierowała bardzo ostrożnie, także miałem chwilę relaksu po wyścigu zapętloną trasą z "budo-rajderami". Do Wydmin zajechałem na dwudziestą z minutami. Obawiałem się, że trzeba będzie dzwonić po rodziców, gdyż powoli się ściemniało. Na szczęście udało mi się jednak złapać samochód. Pewna Pani jechała do Olecka z dwójką wyróżniających się ludzi, prawdopodobnie nie byli Polakami... Jedna z nich znała polski. Wyręczyłem kierującą Panią i poopowiadałem trochę o terenach przez które przejeżdżaliśmy. No, i tak powoli, z przygodami dojechałem do swoich Wronek. 
Wnioski nasuwają mi się następujące: od niewiedzy głowa nie boli, ale co by miało nie być, i tak  można sobie zawsze jakoś poradzić. 

Powrót po przeprowadzce Krysi

środa, 6 lipca 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Stanowo -> Olsztyn (przez: Ostróda)


Dzień wcześniej pomagałem w przeprowadzce Krysi, mojej kochanej towarzyszce życia. Z racji wielkiego i ciężkiego bagażu trzeba było przetransportować się pociągiem. Następnego dnia postanowiłem wrócić autostopem. 
Stanowo, to niewielka miejscowość przy krajowej drodze nr 16 między Ostródą a Iławą położona w malowniczej krainie rzeki Drwęcy. Stamtąd właśnie rozpocząłem swoją krótką podróż. Zbierało się na deszcz, spadały już pierwsze krople. Szosą przejeżdżały głównie samochody ciężarowe, które ze względu na swój gabaryt niechętnie się zatrzymują. Ale w końcu nie mogłem zakwitnąć na tym przystanku. Udało mi się w końcu złapać samochód. Był to niebieski Seat Cordoba, a w nim młody sympatyczny człowiek słuchający dobrej muzyki (w aucie grało Deep Purple, Led Zeppelin...). Z rozmowy dowiedziałem się, iż gość pochodzi z Kielc. Posiada niespełnione aspiracje muzyczne. Widać było po nim, iż ciągnie go do muzykowania. Niegdyś grał w zespole rockowym... dziś pracuje w banku. Jechał akurat w odwiedziny do szpitala do Olsztyna. Rozmowa kleiła się jak najbardziej. W tle rozbrzmiewał "Purpendicular" Deep Purple. Jechało się bezpiecznie. Widać było, że facet już sporo się w życiu najeździł. Olsztyn przywitał bardzo deszczowo, ale udało mi się podjechać bezpośrednio na Warszawską, nieopodal mojej stancji. 

czwartek, 7 lipca 2011

Wyprawa wielkanocna, cz. 2

piątek, 22 kwietnia 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Wronki -> Myszyniec (Wach), przez: Wydminy, Giżycko, Mrągowo, Piecki, Spychowo. 


Przed południem rozpocząłem drugi etap wielkopostnej wyprawy wielkanocnej, na Kurpie. Uprzedzając przyjazd rodziców wybrałem się dzień wcześniej do Wujaszka, księdza maleńkiej parafii, do miejscowości Wach. Plan był generalnie następujący: zamierzałem dotrzeć autostopem do Myszyńca, kurpiowskiej stolicy położonej od Wachu jakieś 10-12 kilometrów. Tam miałem się już spotkań z Wujem. 
Wyruszyłem więc. Pierwszy "ochotnik" zabrał mnie do Wydmin. Wsiadłem do czarnego Suzuki SX4. Była to moja znajoma słynąca niestety z lokalnych plotek i oszczerstw. Mimo że nic konkretnego nie mówiłem, to jakiś tydzień później i tak usłyszałem wiele zadziwiających informacji na temat mojego osobistego życia... Ba, cóż poradzić na ludzką małomiasteczkową głupotę... Kolejno potem z Wydmin po kilku minutach odjechałem Audi 80 z sympatycznym małżeństwem. Pogadaliśmy sobie o studiowaniu. Szukali dobrej i klimatycznej uczelni dla córki. Cóż, zareklamowałem im Olsztyn. Podwieźli mnie aż do Wilkas, kilka kilometrów za Giżycko. Tam miałem mały problem. Otóż na zatoczkę przystankową, gdzie usiłowałem coś złapać, przywędrowało rozweselone wstawione towarzystwo. Wierzcie mi, nikt by się nie zatrzymał dla takiej ekipy. Powędrowałem więc na następny przystanek na sam koniec Wilkas. Tam łapałem około dwudziestu minut. Wilkasy nie słyną specjalnie z dobrych warunków dla autostopowiczów. Koniec końców zatrzymał się VW Passat. Jechał nim młody człowiek, do Mrągowa. Podróż przebiegła w milczeniu, w towarzystwie przeklętego eremefu i wiosennych hitów. Prowadził dość rozsądnie, więc go na siłę nie zagadywałem. Każdy ma prawo w końcu pomilczeć. W Mrągowie wysiadłem gdzieś w środku miasta. Podreptałem do biblioteki. Tam wydrukowałem sobie tabliczkę na Myszyniec. Wędrując długim wylotem niosłem w ręku świeżo wydrukowaną kartkę. Wtem zawrócił  w moją stronę biały Peugeot. Kierowca zapytał się czy jadę do tego Myszyńca blisko Łomży. Odparłem, iż znam tylko jeden i więcej Myszyńców na Kurpiach bodajże nie ma. Kierowca ów zmierzał do małego miasteczka Łapy pod Białymstokiem. Po drodze w Pieckach postanowiliśmy się upewnić. Na stacji benzynowej skorzystaliśmy z atlasu samochodowego. Okazało się, że koledze kierowcy coś się popierdzieliło i pomylił miejscowości. Miał dalej kierować się na Pisz. Więc przygotowałem się na łapanie z Piecek dalej. Powiedział  mi jednak, że z przyjemnością zwiedzi inny wariant trasy, a nadłoży jedynie 30-40km. Cóż się miałem zastanawiać. Wsiadłem. Tempo jazdy było dość żwawe i dynamiczne. Ale i warunki drogowe w pełni sprzyjały. Szybko i sprawnie dojechaliśmy do Myszyńca. Zrobiłem sobie spacerek po Myszyńcu w kierunku wylotu na Ostrołękę. Pamiętam, że podążałem ulicą Stacha Konwy, hehe. Mówię Wam, co za klimat! Przy wylocie czekał na mnie Wujek. Byłem bardzo głodny, jechałem cały dzień jedynie z butelką wody mineralnej. Na miejscu podjadłem jakąś rybkę. Ba, jak post to post. Wytrzymałem.
Podróż była bardzo przyjemna i ciekawa.