czwartek, 7 lipca 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Olsztyn -> Wronki (przez: Mrągowo, Giżycko, Wydminy)
autostopowicz: Borzek
trasa: Olsztyn -> Wronki (przez: Mrągowo, Giżycko, Wydminy)
To już ostatnimi dniami codzienność, że co rusz zbiera się na ulewę. Obawiałem się, że znów przyjdzie mi tłuc się do domu zatłoczonym pociągiem pełnym znudzonych posępnych twarzy. Ku mojemu zaskoczeniu wypogodziło się i można było śmiało szykować się na wylotówkę.
Na skraju Olsztyna pojawiłem się około 17:00. Zmartwił mnie widok przejeżdżających samochodów w większości z regionalnymi tablicami rejestracyjnymi (NO... NOL...). Ale po kilkunastu minutach zatrzymało się białe Renault Megane. Po rejestrach wyglądało na to że auto jedzie aż z Rybnika. Jak się potem okazało, to tylko pozory. Z owym kierowcą nawiązałem ciekawą rozmowę. Poruszyliśmy temat znanego i lubianego Seven Festival w Węgorzewie. Szybko okazało się, że mamy wspólnych znajomych. Ha, sam odgadłem jak się ów kierowca nazywa! Żadnych nazwisk na blogu nie ujawniałem i ujawniać nie będę. Zdradzę tylko, że podróżowałem ze zdolnym grafikiem z Olsztyna. Podążał do Rynu. Ja jednak planowałem wysiąść w Mrągowie, gdyż stamtąd zawsze lepiej mi się łapało. No i tu się zaczęło...
Wysiadłem jak zwykle na przystanku przy sądzie. Stoję... stoję... a na drodze prawie żadnego samochodu. Jak już to sami miejscowi przejeżdżali. Rychło przypomniałem sobie o budowie obwodnicy dla Mrągowa... Zapytałem się przechodniów, no i okazało się, że nowa szosa jest czynna od ponad miesiąca. No to ładnie. Wpakowałem się. W środku miasta, wyłączony z ruchu. Niczym w d... ech. Ktoś na ulicy poradził mi, abym udał się w kierunku wylotu na Kętrzyn i tam na rondzie będzie krzyżowała się obwodnica. Dotarłem na miejsce w miarę szybko. Okazało się tylko, że nie ma tam kompletnie żadnego pobocza. Ściany dźwiękoszczelne, barierki i asfalt... Zdesperowany machałem kartką przy rondzie. Zatrzymał się nagle ciemny Opel Omega. Przyciemniane szyby, jakieś cwaniaki za kierownicą. Generalnie nie wsiadam do takich aut, ale w tej sytuacji nie było idiotyzmem byłoby wybrzydzać. Przyznam, że jechało się energicznie, momentami ekstremalnie. Młody kierowca, cóż się dziwić... Razem z nim jechało dwóch nieprzeciętnych gości. Była to ekipa budowlana zmierzająca do Giżycka po kafelki. Ha! W mig można było pobrać u nich kurs łaciny podwórkowej. "Odchamiony" wysiadłem na wylocie w Giżycku. Stamtąd po niedługim czasie zabrałem się do Wydmin. Zabrała mnie Ela, znajoma z Wydmin. W zasadzie to znaliśmy się tylko z widzenia. Odbywaliśmy praktykę pedagogiczną w Wydminach w tym samym czasie. Kierowała bardzo ostrożnie, także miałem chwilę relaksu po wyścigu zapętloną trasą z "budo-rajderami". Do Wydmin zajechałem na dwudziestą z minutami. Obawiałem się, że trzeba będzie dzwonić po rodziców, gdyż powoli się ściemniało. Na szczęście udało mi się jednak złapać samochód. Pewna Pani jechała do Olecka z dwójką wyróżniających się ludzi, prawdopodobnie nie byli Polakami... Jedna z nich znała polski. Wyręczyłem kierującą Panią i poopowiadałem trochę o terenach przez które przejeżdżaliśmy. No, i tak powoli, z przygodami dojechałem do swoich Wronek.
Wnioski nasuwają mi się następujące: od niewiedzy głowa nie boli, ale co by miało nie być, i tak można sobie zawsze jakoś poradzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz