czwartek, 7 lipca 2011

Wyprawa wielkanocna, cz. 2

piątek, 22 kwietnia 2011
autostopowicz: Borzek
trasa: Wronki -> Myszyniec (Wach), przez: Wydminy, Giżycko, Mrągowo, Piecki, Spychowo. 


Przed południem rozpocząłem drugi etap wielkopostnej wyprawy wielkanocnej, na Kurpie. Uprzedzając przyjazd rodziców wybrałem się dzień wcześniej do Wujaszka, księdza maleńkiej parafii, do miejscowości Wach. Plan był generalnie następujący: zamierzałem dotrzeć autostopem do Myszyńca, kurpiowskiej stolicy położonej od Wachu jakieś 10-12 kilometrów. Tam miałem się już spotkań z Wujem. 
Wyruszyłem więc. Pierwszy "ochotnik" zabrał mnie do Wydmin. Wsiadłem do czarnego Suzuki SX4. Była to moja znajoma słynąca niestety z lokalnych plotek i oszczerstw. Mimo że nic konkretnego nie mówiłem, to jakiś tydzień później i tak usłyszałem wiele zadziwiających informacji na temat mojego osobistego życia... Ba, cóż poradzić na ludzką małomiasteczkową głupotę... Kolejno potem z Wydmin po kilku minutach odjechałem Audi 80 z sympatycznym małżeństwem. Pogadaliśmy sobie o studiowaniu. Szukali dobrej i klimatycznej uczelni dla córki. Cóż, zareklamowałem im Olsztyn. Podwieźli mnie aż do Wilkas, kilka kilometrów za Giżycko. Tam miałem mały problem. Otóż na zatoczkę przystankową, gdzie usiłowałem coś złapać, przywędrowało rozweselone wstawione towarzystwo. Wierzcie mi, nikt by się nie zatrzymał dla takiej ekipy. Powędrowałem więc na następny przystanek na sam koniec Wilkas. Tam łapałem około dwudziestu minut. Wilkasy nie słyną specjalnie z dobrych warunków dla autostopowiczów. Koniec końców zatrzymał się VW Passat. Jechał nim młody człowiek, do Mrągowa. Podróż przebiegła w milczeniu, w towarzystwie przeklętego eremefu i wiosennych hitów. Prowadził dość rozsądnie, więc go na siłę nie zagadywałem. Każdy ma prawo w końcu pomilczeć. W Mrągowie wysiadłem gdzieś w środku miasta. Podreptałem do biblioteki. Tam wydrukowałem sobie tabliczkę na Myszyniec. Wędrując długim wylotem niosłem w ręku świeżo wydrukowaną kartkę. Wtem zawrócił  w moją stronę biały Peugeot. Kierowca zapytał się czy jadę do tego Myszyńca blisko Łomży. Odparłem, iż znam tylko jeden i więcej Myszyńców na Kurpiach bodajże nie ma. Kierowca ów zmierzał do małego miasteczka Łapy pod Białymstokiem. Po drodze w Pieckach postanowiliśmy się upewnić. Na stacji benzynowej skorzystaliśmy z atlasu samochodowego. Okazało się, że koledze kierowcy coś się popierdzieliło i pomylił miejscowości. Miał dalej kierować się na Pisz. Więc przygotowałem się na łapanie z Piecek dalej. Powiedział  mi jednak, że z przyjemnością zwiedzi inny wariant trasy, a nadłoży jedynie 30-40km. Cóż się miałem zastanawiać. Wsiadłem. Tempo jazdy było dość żwawe i dynamiczne. Ale i warunki drogowe w pełni sprzyjały. Szybko i sprawnie dojechaliśmy do Myszyńca. Zrobiłem sobie spacerek po Myszyńcu w kierunku wylotu na Ostrołękę. Pamiętam, że podążałem ulicą Stacha Konwy, hehe. Mówię Wam, co za klimat! Przy wylocie czekał na mnie Wujek. Byłem bardzo głodny, jechałem cały dzień jedynie z butelką wody mineralnej. Na miejscu podjadłem jakąś rybkę. Ba, jak post to post. Wytrzymałem.
Podróż była bardzo przyjemna i ciekawa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz